Nasi zawodnicy rozpoczęli to spotkanie "na pełnym gazie". Paszczyniak przez pierwsze dwadzieścia minut był zmuszony głęboko się cofnąć i ograniczał się tylko do wybijania długich piłek w przód. My oddawaliśmy dużo strzałów, jednak wszystkie były niecelne. Także przy rzutach rożnych brakowało nam nieco szczęścia. Najlepszą okazję miał Grzesiek Domek, który odważnie wbiegł z piłką w pole karne, jednak wykończenie nie było już takie jakby sobie tego życzył.
Nasi rywale grali z kontry, długimi wybiciami piłki na napastników. Po jednym takim podaniu błąd popełnił Kuba Szewczyk i sfaulował w polu karnym jednego z graczy Paszczyniaka. Sędzia wskazał na jedenasty metr. Do piłki podszedł pewny siebie bramkarz z Paszczyny strzelił i... perfekcyjnie interweniował Piotrek Mirus, idealnie wyczuwając strzelającego.
Po tej sytuacji Bodzos jeszcze bardziej dążył do strzelenia bramki i udało się to wreszcie w 38 minucie. Zawodnikiem dającym nam prowadzenie był Rafał Galas. Do przerwy wynik 1:0.
Po zmianie stron nadal prowadziliśmy grę, jednak kopacze z Paszczyny ciągle przerywali nasze akcje faulami. Jednak już 10 minut po przerwie cieszyliśmy się z drugiej bramki. Strzelcem bramki ponownie Rafał Galas, ale jaka to była bramka! Nasz zawodnik ośmieszył bramkarza rywali, wkręcając piłkę bezpośrednio z rzutu rożnego w taki sposób, że ta zahaczając jeszcze o słupek , wpadła do bramki pomiędzy jego nogami. Ostatni piłki dotknął wprawdzie Kuba Jurczyński, jednak piłka przekroczyła już linię bramkową i gol został zaliczony Galasowi.
Kwadrans później nasz napastnik skompletował hat-tricka! W tej akcji trzeba zwrócić jednak na wprowadzonego po przerwie Piotrka Kietę. Nasz skrzydłowy popisał się piękną indywidualną akcją na skrzydle, po czym finezyjnie, "z fałsza" dośrodkował w pole karne idealnie na nogę Rafała, któremu nie pozostało już nic innego jak skierować piłkę do bramki obok bezradnie interweniującego golkipera naszych przeciwników.
W ostatnich minutach spotkania odważniej zaatakowali wreszcie gracze Paszczyniaka, jednak dwoma fantastycznymi paradami popisał się Piotrek Mirus, nie pozwalając się pokonać w tym meczu w żaden sposób.
W samej końcówce na 4:0 podwyższyć mógł Bartek Miazga, jednak nie zauważył lepiej ustawionego partnera i w sytuacji 2 na 1 zdecydował się na uderzenie, które wybronił bramkarzy. Do końca wynik nie uległ już zmianie.